Proces informacyjny
W DRODZE NA OŁTARZE
oprac. ks. prał. Alfred Mąka
Ekshumacja i początek procesu beatyfikacyjnego
Wojna, okres okupacji i trudne czasy powojenne spowodowały, że postać wielkiego kapłana zatarła się w pamięci. Wielu świadków jego działalności zmarło, zaginęły także niektóre ważne pisma i akta.
Na domiar złego w 1960 roku władze państwowe postanowiły zlikwidować cmentarz archikatedralny. W tej sytuacji parafia ostrowska postanowiła sprowadzić ciało ks. Rolewskiego na swój cmentarz w Ostrowie Wielkopolskim. Zajął się tym ks. Stanisław Matuszczak, aktualny wówczas proboszcz parafii farnej, a ostatni prymicjant z czasów działalności ks. Rolewskiego w Ostrowie. W dniu 27 marca 1960 roku odbyła się w obecności bliskiej rodziny ekshumacja zwłok na cmentarzu katedralnym w Poznaniu. Następnie przewieziono trumnę do Ostrowa. Umieszczono ją na katafalku w Domu Katolickim. Otaczały ją płomienie niezliczonych świec i nieprzebrane kwiaty. Wierni przez cały dzień przybywali do Domu Katolickiego, aby w modlitwie uczcić swego dawnego proboszcza, który odszedł z Ostrowa 32 lata temu (1928 roku), a zmarł 24 lata temu (1936 roku). W niedzielę, 28 marca nastąpiło uroczyste wprowadzenie trumny do kościoła. Był to okres Wielkiego Postu. Kazanie pożegnalne po Gorzkich Żalach wygłosił jego dawny wychowanek ks. prof. Stanisław Szymański. Po nabożeństwie w kościele kondukt z trumną ruszył w kierunku nowego cmentarza przy ul. Limanowskiego. Brały w nim udział tłumy wiernych i liczni kapłani. Trumna ks. Rolewskiego spoczęła w grobie przy cmentarnym krzyżu, w sąsiedztwie grobowca ks. prob. Walentego Śmigielskiego, bohatera z czasów Kulturkampfu i budowniczego neoromańskiego kościoła w Ostrowie. Od tego dnia jego grób był codziennie przyozdabiany świecami i świeżymi kwiatami. Parafianie ostrowscy wspominali, że ks. Rolewski w prywatnych rozmowach wyrażał życzenie, by mógł kiedyś spocząć na ostrowskim cmentarzu. W Poznaniu jednak i to pragnienie od siebie oddalił, bo chciał mieć bardzo skromny pogrzeb. Wielu jednak miało nadzieję, że ks. Rolewski wróci do Ostrowa, przynajmniej po śmierci. To się spełniło.
Ekshumacja zwłok i drugi pogrzeb w Ostrowie ożywiły na nowo pamięć o ks. Rolewskim. Już pięć lat potem, w dniu 6 czerwca 1965 roku prawie 100 kapłanów i 2 biskupów złożyło prośbę do ks. Arcybiskupa Antoniego Baraniaka o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego. Kapłani ci stwierdzali, że ks. Rolewski praktykował cnoty w sposób heroiczny. Okazywał heroiczną miłość, heroiczne ubóstwo, jako proboszcz.
Poświęcał się całkowicie dobru dusz, z wielką odpowiedzialnością i miłością pełnił funkcję rektora seminarium duchownego i przygotowywał młodych ludzi do kapłaństwa. Żył i umarł w opinii świętości. Ks. Arcybiskup listem z dnia 3 września 1965 roku poleci ks. Aleksemu Wietrzykowskiemu, rektorowi seminarium, rozpatrzyć sprawę, gdyż on znał osobiście ks. Rolewskiego, a spotkał się z nim już w Ostrowie jako wikariusz w tamtejszej parafii. Ks. Wietrzykowski rozesłał ankietę do kilkudziesięciu kapłanów, aby odpowiedzieli na 5 przedstawionych pytań i wydali opinie o ks. Rolewskim. Po otrzymaniu odpowiedzi mógł już opracować obszerną, pozytywną odpowiedź dla ks. Arcybiskupa. Na tej podstawie ks. Arcybiskup mianował postulatora sprawy beatyfikacji (który będzie prowadził wszystkie działania z tym złączone). Został nim ks. dr Olech Górski z Poznania. On otrzymał następujące szczegółowe polecenia:
- przystąpić do procesu „De scriptis” (O pismach),
- powołać jako członków Trybunału tych samych księży, którzy byli powołani do procesu beatyfikacyjnego Edmunda Bojanowskiego,
- przygotować I sesję Trybunału na 20 grudnia 1966 roku,
- poprosić do udziału w sesji proboszczów tych parafii, w których ks. Rolewski pracował, sprawy finansowe z tym związane omówić z ks. biskupem Jedwabskim.
Na członków Trybunału zostali powołani: ks. infułat Nikodem Mędlewski, ks. mgr Jakub Przewoźny i ks. dr Franciszek Martenka (jako sędziowie), ks. mgr Wacław Konwiński jako promotor fidei, ks. mgr Marian Fąka jako notariusz i Czesław Walczak jako kursor.
Ks. Arcybiskup dał także polecenie ks. dr Stanisławowi Jezierskiemu, aby źródłowo i rzeczowo opracował życiorys ks. Rolewskiego, który dla postulatora będzie podstawą do ułożenia artykułów sprawy beatyfikacji. Ks. Arcybiskup zwołał oficjalnie I sesję Trybunału do procesu informacyjnego do rezydencji arcybiskupiej w Poznaniu na dzień 20 grudnia 1966r.
Przebieg I sesji Trybunału Informacyjnego i Dni Modlitw
Pierwsza sesja Trybunału Informacyjnego, przygotowawczego do beatyfikacji ks. Rolewskiego odbyła się w rezydencji ks. Arcybiskupa, 20 grudnia 1966 roku. Na początku obrad ks. Arcybiskup Metropolita Antoni Baraniak wygłosił przemówienie nawiązujące do 1000-lecia Archidiecezji Poznańskiej, w którym podkreślił rolę świętych i ukazał sylwetkę ks. Rolewskiego. Oto niektóre wyjątki tej mowy: „W tysiącletnich dziejach naszych szli święci przez Polskę i spełniali role świeczników Narodu. Takim świecznikiem Narodu, przykładem całkowitego oddania Bogu był ks. Kazimierz Rolewski. Mimo, iż prawie 25 lat upłynęło od jego śmierci, gdy w 1960 roku przeniesiono (jego) zwłoki do Ostrowa, ponowna uroczystość żałobna była olbrzymią manifestacją ludności tego miasta. Wierni chodzili do jego trumny i modlili się jak do świętego”.
W krótkich słowach przedstawił ks. Arcybiskup życiorys Sługi Bożego, którego świątobliwe i pracowite życie daje podstawę do wszczęcia procesu beatyfikacyjnego. Ks. Arcybiskup mówił: „Droga procesu jest długa. Do beatyfikacji trzeba cudów, o które musimy Boga prosić, musimy je wymodlić, a sprawą tą musimy zainteresować parafie. Seminarium Duchowne”. W końcowych słowach życzył ks. Arcybiskup Postulatorowi i członkom Trybunału radości z prowadzonej pracy i doczekania się tej chwili, gdy ks. Kazimierz Rolewski zostanie wyniesiony na ołtarze.
Z kolei odczytano dekret o zbieraniu pism Sługi Bożego.
Następnie oficjalnie powołano do istnienia Trybunał, ogłoszono listę jego członków, którzy złożyli przepisaną prawem przysięgę i podpisali protokół pierwszej sesji. Na zakończenie ks. Arcybiskup podkreślił, że nie rozpoczął procesu dla świętej ambicji, ale że wyczuwa, iż był to świątobliwy mąż, kapłan, o którym mówiło się dużo i wiadomo, że miał nawet wpływ na wielkiego Prymasa Polski ks. kard. Augusta Hlonda.
Wynikiem I sesji Trybunału były DNI MODLITW o pomyślny przebieg procesu beatyfikacyjnego. Organizowano je co roku w parafiach, w których pracował i w Seminarium Duchownym. Bardzo uroczyście odprawiono te dni w Ostrowie, a także w Farze Poznańskiej. Były odprawiane Msze św., głoszone kazania, odmawiane modlitwy o beatyfikację, rozdawano fotografie Sługi Bożego. Przypomniano, że w czasie Nowenny do MBNP w Farze wierni często oprócz Matki Bożej wypisują nazwisko ks. Rolewskiego i jego także proszą o wstawiennictwo u Boga. Do Biura Parafii Farnej w Poznaniu wierni przesyłali swe oświadczenia, dotyczące Sługi Bożego. W parafiach, dawnych miejscach duszpasterzowania, kapłani stwierdzają, że ostatnio ożywiła się znacznie pamięć o ks. Rolewskim.
Rozpoczęto zbierać pisma, listy, referaty, wszelkie artykuły zamieszczane w gazetach, kazania pisane i głoszone przez ks. Rolewskiego oraz wszelkie pamiątki związane z jego osobą. Odwiedzano parafie, w których pracował, przeprowadzano rozmowy z osobami, które go znały, które doznały od niego jakiejś pomocy materialnej lub duchowej za jego życia, czy nawet już po jego śmierci. Zbierano w tych parafiach wszelkie wiadomości o nim i spisano je w dwóch obszernych tomach, w maszynopisie. Najbardziej wartościowe są zeznania i protokoły autentycznych świadków jego niezwykłej działalności, które obejmują kilkaset stronic.
Przedstawiane w naszej gazetce parafialnej szczegóły z życia ks. Kazimierza Rolewskiego są w większości zaczerpnięte z tych zeznań.
Dary nadprzyrodzone
Pozornie można by sądzić, że ks. Rolewski był tylko wspaniałym, zwykłym kapłanem, podziwianym przez wszystkich. A jednak w jego życiu dostrzegamy także fakty i zjawiska nadprzyrodzone, których samym rozumem nie da się wyjaśnić. Są to dary nadzwyczajne, fakty nadprzyrodzone, a nawet cuda przypisywane jego pośrednictwu. Trzeba je tu wymienić, abyśmy mogli ujrzeć pełny obraz Sługi Bożego.
Można w jego życiu wyliczyć przynajmniej sześć takich darów nadzwyczajnych czyli charyzmatów.
BOŻA TELEPATIA
W życiu ks. Rolewskiego możemy odnaleźć pewne niezwykłe wydarzenia, które w pewnym sensie przypominają niezwykłe fakty np. z życia św. Jana Bosko.
Pewnego razu ks. Rolewski poszedł do chorego, który nagle zasłabł i przygotował go na śmierć. Po udzieleniu sakramentów rodzina pytała: „A kto księdza zawołał, bo myśmy o tym nawet nie zdążyli pomyśleć?” „Jak to – odparł ks. Rolewski – przecież zostałem wezwany telefonicznie”. Rodzina się bardzo zdziwiła. Chory umarł wkrótce pojednany z Bogiem.
Jeden ze świadków zeznał, że ks. Rolewski na zebraniu sam opowiadał o pewnym wydarzeniu. Oto jechał pociągiem. Na pewnej stacji małego miasta wysiadł, bo coś go pchało do tego. Przeszedł przez miasto, doszedł do lasu, zobaczył mały dom, a w nim światło. Jakiś mężczyzna wyszedł zdyszany z domu i powiedział: „Muszę biec po księdza, bo moja żona zasłabła”. „Ja jestem księdzem” odparł ks. Rolewski. „O, jak to dobrze – rzekł nieznajomy – proszę wejść do środka”. Ks. Rolewski wszedł, przygotował chorą na śmierć. Kobieta wkrótce zmarła. Podobnych faktów było chyba więcej.
Ten dar telepatii był mu przydatny także w pracy rektora seminarium duchownego. Pod wpływem Bożego Ducha wyczuwał, kto ma prawdziwe powołanie do służby Bożej, a kto nie. Nieraz jakiemuś klerykowi radził odejść z seminarium, nieraz polecał modlić się więcej, aby Pan Bóg sam zadecydował. Przed święceniami spotykał się z kandydatami, poświęcał im dużo czasu. W konkretnej sytuacji przekonywał np. profesorów, że kleryk Maksymilian Rode nie może otrzymać święceń, bo pycha i odseparowanie się od innych alumnów jest przeszkodą. Jego przewidywania się spełniły. Na naszych oczach ks. Maksymilian Rode stał się odstępcą i wywołał wielkie zgorszenie w diecezji i całej Polsce.
DAR PROROCTWA
Wielu świadków w zeznaniach mówiło o przepowiedniach wypowiadanych przez ks. Rolewskiego. Wiele razy mówił o przyszłej wojnie. Oto niektóre szczegółowe przepowiednie: „Przyjdzie wojna gorsza od pierwszej, księży będą gonić, prześladować, panów wygonią”. Opowiadał, że nadejdą ciężkie czasy, przestrzegał, aby nie tracić grosza i utrzymywać dom. Mówiąc o przyszłej wojnie przepowiedział, że „ludzie będą uciekali, wojna będzie straszna, zginie więcej cywilów niż żołnierzy, że przyjdzie Niemiec, ale nie taki jak w czasie zaborów, ale wróg niszczący nas Polaków”. Ks. Jan Kupczyk w swych zeznaniach podkreśla, że w wizjach ks. Rolewskiego przyszłość ukazywała się bardzo ponura: „Zobaczycie, że komunizm przejdzie przez świat, choć może się tego nie doczekamy” (ks. Rolewski zmarł w 1936 roku). Jeden z kapłanów cytuje słowa z kazań ks. Rolewskiego: „Przyjdą ciężkie czasy, a praca nas, księży, będzie cięższa od tych, którzy pracują w kamieniołomach”. Po zamordowaniu ks. Streichera w Luboniu, w czasie Mszy św., na oczach wiernych, powiedział: „Przyjdzie czas, że kościoły nasze będą zamykane”. Po śmierci ks. Masłowskiego zamordowanego w pobliżu katedry poznańskiej powiedział: „Przyjdą czasy, że księża będą musieli złożyć wielki okup krwi, by Polska była Chrystusowa”. Mówił to nawet klerykom. Nieraz także osobom prywatnym przepowiadał ciężkie doświadczenia życiowe, które ich wkrótce rzeczywiście spotkały. W dniu 13 lutego 1926 roku zmarł ks. Kard. Dalbor, Prymas Polski, urodzony w Ostrowie. W czasie nabożeństwa żałobnego ks. Rolewski wypowiedział jakby prorocze słowa: „Ufajmy, że zmarły Drogi nasz Arcypasterz, pierwszy Prymas Odrodzonej Polski, stanąwszy u Tronu Bożego, nie przestanie troszczyć się o los nas, biednych wygnańców ziemi, ale w dniach gniewu Bożego na nasz naród, stanie się naszym pojednaniem, naszym orędownikiem u Boga”.
Mistrz słów
Jednym z darów nadzwyczajnych u ks. Rolewskiego był dar słowa pisanego i mówionego. Jeszcze w młodości, jako gimnazjalista, zabłysnął wspaniałym referatem o św. Piotrze. Profesorowie ocenili tą pracę jako „wykonaną z pochwały godną pilnością i z zamiłowaniem”. To nie było zwykłe uczniowskie wypracowanie. Już w tym ukazały się jego zdolności nie tylko historyczne, ale jakiś nadzwyczajny dar Boży. Umiał pisać sugestywnie, przekonująco, popularnie i dobitnie. Ten dar kazywał się też w jego wszystkich przemówieniach. Wypowiedzi ks. Rolewskiego nie były kopiowaniem cudzych poglądów, ale opierały się na zdobytej wiedzy w czasie studiów i na własnych przemyśleniach. Można to było zauważyć w niezliczonych ulotkach duszpasterskich wydawanych jeszcze w Niemczech, różnych apelach, a potem także od 1916 roku w parafiach w Polsce, w których pracował. Miał jakiś polot w pisaniu, stąd jego liczne artykuły w biuletynach parafialnych w Ostrowie i w Poznaniu. Dostrzegano głębię jego przemyśleń, bo nawet w Księdze pamiątkowej Korporacji Akademickiej w 1930 roku umieszczono jego artykuł pt. Błędne pojmowanie kultury. Oto 3 fragmenty z tej publikacji:
„Kultura pojmowana czysto zewnętrznie, przy zupełnym zaniedbaniu wartości wewnętrznych, stworzyła typ człowieka nowoczesnego, chełpiącego się postępem technicznym, tonącego nieraz w rafinowanych wygodach kultury materialnej, ale z próżnią w umyśle i w sercu. Kształcić i pielęgnować więc trzeba, obok rozumu, w równej mierze także i wolę, sumienie, charakter, aby człowiek umiał panować nad sobą i zwyciężać wrodzone złe skłonności. To jest tragizm kultury współczesnej, że wychowuje ona ludzi światłych umysłowo, ale słabych co do woli. Toteż kultura bez woli, jaka znamionuje nasze czasy, jest raczej pseudokulturą i prędzej, czy później skazana jest na zagładę. Typem nowoczesnego człowieka kulturalnej jest człowiek przyziemny, który nie ma pojęcia o życiu nadprzyrodzonym, ani zrozumienia dla niego. Taka kultura jednostronna, nie może jednak stwarzać prawdziwie wewnętrznych i szczerych charakterów”.
Cytowany fragment, choć napisany w 1930 roku jakże stosowny i aktualny jest na nasze czasy, dla ludzi już XXI wieku.
Ks. Rolewski zasłynął także jako niezwykle żarliwy kaznodzieja. Mówienie nie było dla niego jakąś pańszczyzną. Lubił mówić, mówił wszędzie. Czerpał ze swego umysłu i serca jak z bogatego skarbca. Miał charyzmat mówienia, działał siłą swego wnętrza, miał w sobie jakiś szczególny urok, z którego płynęła moc Boża. Umiał także obrazowo opowiadać, a nawet swobodnie gawędzić. Jeden z dawnych jego parafian z Głuszyny wspomina, że gdy ks. Rolewski wszedł na ambonę, zacytował kilka słów z Pisma św. zmieniał się, jakby wpadał w stan nadprzyrodzony, jego słowa płynęły jak rzeka, widać było ogromny zapał, wewnętrzne przejęcie. Skutek jego kazań był wielki, kruszyły się ludzkie serca, czasem ludzie szlochali, ogarniał ich lęk przed wiecznością. Ks. Rolewski nieraz mówił ostro i wprost grzmiał na grzeszników. Pewnego razu powiedział: „Dziś będą wióry padały z ambony” – i zaczął kazanie mocne, wzruszające do głębi. Mówił prawdę „jakby iskry szły”.
Jedna z pielęgniarek zeznała: „Coś z niego płynęło i zniewalało. W jednym domu panowała straszliwa niezgoda. Dzieci napadały na nas z krzykiem, a on umiał wszystko załagodzić, działał sugestywnie, całą postawą. Działały jego gesty, mówiły nawet jego oczy”. Miał dar rozwiązywania zawiłych i trudnych spraw, bo przez niego działała łaska Boża. Umiał rozmawiać z maluczkimi i wielkimi.
Często prowadził rekolekcje dla Akcji Katolickiej (np. w Polskiej Wsi). Dla uczestników były to wspaniałe przeżycia. Po naukach z nimi rozmawiał, odpowiadał na pytania. W sposób niezwykły potrafił przemawiać do dzieci. Mówił im po imieniu, żartował, obdarowywał cukierkami, zjednywał uśmiechem i dobrocią. Dzieci się go nie bały, ale garnęły się do niego jak do ojca, uwielbiały go i kochały. Mówił zawsze interesująco. Wykazywał, że wszystko prowadzi do Boga Ojca, którego dzieci winny kochać. Dzieci były zasłuchane, nawet chłopcy, którzy zwykle broją, na lekcjach ks. Rolewskiego byli cicho i słuchali z wielką uwagą. Z wielką delikatnością przemawiał do dzieci przygotowujących się do I Komunii św. Niezapomniane były także jego egzorty – jako rektora seminarium – głoszone do kleryków. Poruszał sprawę odpowiedzialności za dusze ludzkie, skazywał drogi kapłańskiego apostolstwa. Wyczuwało się jakiś wewnętrzny żar jego miłości ku Bogu i żar apostolskiej miłości dusz.
Niezwykły wpływ na ludzi
Ks. Rolewski posiadał jakiś fluid Boży, który promieniował z jego postaci, z jego twarzy, z jego ócz – fluid, który działał tak, że nikt nie mógł mu się oprzeć, przeciwstawić. Ten fluid działał nawet na odległość przez jego słowa słyszane w radio, czy przez jego listy.
Oto niektóre wspomnienia tych, którzy na niego patrzyli i go słuchali: Ludzie byli „zahipnotyzowani jego osobą”, widzieli w jego sylwetce duchowej coś wielkiego. Urok jego pobożności onieśmielał, z jego postaci coś płynęło, jakiś Boży powiew. Z jego ócz biła moc i świętość. Jego podejście było tak ujmujące, że rozbrajało. Swoim promiennym uśmiechem brał wszystkich w niewolę. Gdy pojawiał się na ulicy, wielu go obstępowało, całowali jego sutannę, jego ręce, dzieci tuliły się do niego. Ci, którzy go znali mówili, że to był wybraniec Boży, szanowany przez wszystkich. Nie było człowieka, który by mu się nie ukłonił. Nawet komuniści go szanowali. Gdy dowiedział się, że ktoś nie chodzi do kościoła, szedł do jego domu i go nawracał. Chodził nawet do sekciarzy, przemawiał, wyjaśniał i poświęcał im dużo czasu. Gdy ludzie byli skłóceni, szedł do ich domów, łagodził, przekonywał, nieraz odbywał jakby sądy i zwykle skłóconych godził. W kościele jego twarz jaśniała. Ludzie należący do różnych grup parafialnych nie mogli się doczekać niedzieli, aby się spotkać z ks. Rolewskim i go posłuchać. Wielu robotników, którzy dawniej nie chodzili do kościoła, z chwilą przybycia ks. Rolewskiego do parafii, napełniali świątynię. Pewna osoba dziękowała mu w 1929 roku za przyjęcie jej narzeczonego i zaznaczała: „Uprzedziłam go, że będzie olśniony tą jasnością duszy, która promieniuje od niego. On pisze mi dziś, że wyszedł od ks. Regensa (były to już czasy poznańskie – przyp. aut.) w tak błogim nastroju, że tego się nie da opisać”. Inna osoba wspomina: „Słuchałam wczoraj przez radio kazania ks. Regensa z uczuciem głębokiego wzruszenia. Pragnę iść do tego nieba, o którym ks. Regens mówił”. Kiedyś na chrzcinach spotkał się z jakąś protestantką. Ta powiedziała potem: „Tak długo żyję na świecie, ale takiego człowieka, takiego księdza jeszcze nie spotkałam”. Ogromny był jego wpływ na chorych. Lgnęli do niego jak do ojca, otwierali przed nim swe serca, uważali go za samego Chrystusa. On sam już chory, jeszcze apostołował wśród chorych, promieniował na nich. Modlił się z nimi z wielkim przejęciem, pochylał się nad ciężko chorym i szeptał mu do ucha głębokie modlitwy i westchnienia, nieraz klękał przy drzwiach chorego i modlił się. Cały personel szpitala przy ul. Szamarzewskiego oczarował swym uśmiechem i zachowaniem. Najbardziej jednak było widać to działanie Bożego fluidu, gdy odwiedzał w szpitalu umysłowo chorych, a także osoby osadzone w więzieniu. Gdy ludzie upośledzeni spotykali ks. Rolewskiego instynktownie rzucali się ku niemu, całowali jego ręce. Było w tym coś cudownego, jak oni wyczuwali jego dobroć, jego świętość. Pewien naoczny świadek wspomina jedną wizytę ks. Rolewskiego w więzieniu: „Jeden z więźniów zaczął wyzywać i bluźnić. Ks. Rolewski podszedł do niego, podał mu rękę, uśmiechając się spojrzał na niego przenikliwie, uścisnął go i rzekł: Bracie, czego ci potrzeba?”. Więzień nie oparł się temu działaniu i temu spojrzeniu. Za chwilę ukląkł i ucałował ręce ks. Rolewskiego. Mówił: „Nie wiedziałem, że mam przed sobą tak dobrego człowieka”. Ks. Rolewski obiecał, że będzie się modlił za niego i naznaczył go krzyżykiem na czole. Był to także widoczny znak łaski Bożej, która przez niego działała. Lodowate skorupy serca topniały pod jego wpływem. Jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ludzie się zmieniali, bo z jego postaci promieniował nieziemski czar, jak łany ścięte kosą, kładły się dusze przestępców do stóp tego męża Bożego, ze szlochem odchodzili od konfesjonału. Miał ks. Rolewski jakiś tajemniczy charyzmat kruszenia serc i dusz, jego skutkiem były liczne nawrócenia. To zresztą ujawniło się już wówczas, gdy apostołował wśród emigrantów polskich w Saksonii. Sam o tym nawet opowiadał, jak ludzie po wielu latach oddalenia wracali do Boga. Musiały tam się dziać nadzwyczajne rzeczy, skoro tamtejszy biskup Schaefer powiedział: „Szczęśliwy ten kraj, który posiada takich kapłanów. Jeśli miałbym kilku takich kapłanów w mojej diecezji, wtedy byłbym spokojny o los moich owieczek”. Świadkowie mówią o wielu nawróceniach w Saksonii i w Polsce. W Poznaniu, w więzieniu przy ul. Młyńskiej przygotowywał skazańców na śmierć. Siedział z nimi całą noc, aż do wykonania wyroku i kierował ich myśli ku Bogu. Parafianie z Ceradza stwierdzają, że w ciągu kilku miesięcy nawrócił całą, zbuntowana parafię, bo przez niego działała Boża moc.
Dar rady i przenikania sumień
Do darów nadprzyrodzonych, które go cechowały należy zaliczyć przenikanie sumień. Podobnie jak św. Jan Bosko, jak bł. Ojciec Pio – on czytał w duszach ludzkich. Wspominają o tym przesłuchiwani świadkowie w swoich zeznaniach. Ten nadzwyczajny dar był mu szczególnie pomocą w konfesjonale. Już w Saksonii tłumy garnęły się do jego konfesjonału, bo on w jakiś przedziwny sposób wszystkich pociągał ku Bogu. W obozach jenieckich w czasie I Wojny Światowej słuchał spowiedzi jeńców nieraz cały dzień i całą noc. Po takiej dobie pozostawał nadal w obozie i duszpasterzował. Był w pracy niezmordowany. Władzy Duchownej zdawał relacje z wielkiej liczby osób przystępujących do konfesjonału: „Pracę w konfesjonale zaczynam w soboty po południu, a słucham często przez całą noc i następna niedzielę, nieraz do 20 godzin. Lud nasz przebywa dalekie drogi i czeka przy konfesjonale do 2 dni, byle tylko móc przyjąć sakramenty święte. Spowiedzi wysłuchuję rocznie 15.000”. O jego działalności przez konfesjonał pisała w listach jego siostra Zofia. Można powiedzieć, że był męczennikiem konfesjonału. Jednych przy konfesjonale załatwiał szybko, innych zatrzymywał dłuższy czas, bo tego im było potrzeba. On czytał w sercach, wiedział co mówić każdemu i jak go nawrócić. To było powodem, że zatwardziali grzesznicy garnęli się do jego konfesjonału. Świadkowie wspominają, że jego wskazówki, jego rady były nadzwyczajne. Umiał działać sugestywnie. Jego konfesjonał był poradnią życia. Czasami spowiedź się przeciągała, bo on radził, pocieszał. Czuło się, że w jego konfesjonale działa moc Boża. Był zresztą wspaniałym psychologiem, rozumiał człowieka, odgadywał jego największe problemy, przenikał na wskroś. Osoby, które chodziły do niego do spowiedzi przez kilka lat wspominają, że jego nauki były krótkie, głębokie, nigdy niczego nie przejaskrawiał. Był łagodny, pogodny, zawsze umiał znaleźć słowo pociechy, czasem posługiwał się nawet żartem. Jedna z penitentek zeznała: „Zawdzięczam mu wiele”.
W konfesjonale miał z penitentem bezpośredni kontakt, mówił często po imieniu, serdecznie, zachęcał do częstej Komunii św. Gdy był rektorem w Seminarium Duchownym w Poznaniu miał swój konfesjonał w katedrze, który był zawsze oblężony. Miał penitentów, którzy przyjeżdżali do niego z daleka. Ludzie patrząc na nieograniczoną pracę duszpasterską stawiali sobie pytanie: czy on długo wytrzyma pracę w tym tempie? I wytrzymał, i zdziałał jeszcze tak wiele, ale zdrowie i siły zostały nadwyrężone.
Cudowne uzdrowienia
O świętości Sługi Bożego świadczą także cudowne uzdrowienia jemu przypisywane, zdziałane za jego pośrednictwem, przez jego wstawiennictwo. Są one widomymi znakami Bożymi, znakami mocy Bożej, która przez niego działała, a także potwierdzała jego wyjątkową misję.
Jedne fakty cudowne miały już miejsce za jego życia, inne pojawiły się dopiero po jego śmierci. Już w pracy duszpasterskiej w Saksonii miały się zdarzać cuda i uzdrowienia przypisywane jego osobie. Niestety, z tego okresu brak zeznań naocznych świadków. Liczne są natomiast zeznania o cudownych uzdrowieniach dokonanych w Polsce za jego pośrednictwem.
Ks. Rolewski, będąc w szpitalu w Środzie, chętnie spotykał się z chorymi. Pewnego razu dowiedział się, że na sali leży w stanie beznadziejnym chory, któremu grozi amputacja obydwu nóg. Ks. Rolewski przez 9 dni odprawiał na klęczkach nowennę o jego wyzdrowienie. Po zakończeniu nowenny nastąpiło polepszenie. Lekarze byli zdumieni i oświadczyli, że amputacja nie jest potrzebna. Człowiek uratowany przyznawał, że tylko modlitwy ks. Rolewskiego go uzdrowiły. Uzdrowienie powyższe zostało już opisane w broszurce pt.: U schyłku życia wydanej w 1936 roku.
Inny fakt nadzwyczajny z 1919 roku. Apolonia Siuda z Głuszyny zeznawała: „Urodziła mi się córka”. Dziecku daliśmy imię Kazimiera. Od samego początku zauważyliśmy u dziecka oznaki jakiejś choroby: dziecko miało drgawki i jakieś nerwowe kurcze. Wówczas trudno było o lekarza, komunikacji z Poznaniem nie było żadnej. Tydzień czekaliśmy i postanowiliśmy z mężem dziecko ochrzcić, bo obawialiśmy się jego śmierci. Mąż postarał się o konie i pojechaliśmy do ks. Rolewskiego do Starołęki. Ks. Rolewski natychmiast ochrzcił dziecko. Po chrzcie rzekł do rodziców chrzestnych: „Dziecko będzie zdrowe. Jedźcie i oddajcie je matce”. Prorocze słowa sprawdziły się – dziecko od chwili chrztu było zdrowe, drgawki się nie powtórzyły. Wyrosło na dzielna kobietę, która miała dwóch synów, a umarła w 1969 roku, w pięćdziesiątym roku życia. Fakt ten potwierdziły w zeznaniach pod przysięgą dwie starsze siostry uzdrowionej Kazimiery.
Apolonia Starzyńska ze Starołęki zeznaje, że gdy miała 14 lat, jej matkę dotknął paraliż tak silnie, że nawet straciła mowę. Ks. Rolewski przychodził i przygotowywał ją na śmierć i dużo się modlił. Przyniósł chorej Komunię św., odprawił Mszę św. Nawet lekarz stracił nadzieję i mówił, że to już koniec. „Jednak, gdy wróciliśmy z Mszy św., mama przemówiła. Żyła jeszcze 3 lata i mówiła normalnie”.
Rok 1923 – Katarzyna Majchrzak z Ostrowa zeznała: „Nasz ojciec, Stanisław Nawrocki, zachorował na zapalenie płuc. Stan był bardzo ciężki. W Wielką Sobotę do domu, w którym mieszkaliśmy jako lokatorzy, przyszedł ks. Rolewski święcić pokarmy. Odwiedził ojca, wyraził współczucie, był przekonany, że ojciec dogorywa. Następnie pomodlił się w intencji chorego. Pocieszał mamę, położył rękę na jej głowie i kazał się modlić. Odchodząc powiedział do matki: „Chyba Pan Bóg nie zabierze jeszcze ojca 6 drobnych dzieci”. Tymczasem w nocy ojciec stracił przytomność. Na dzień Zmartwychwstania Pańskiego poszłam rano na rezurekcję. Ks. Rolewski odprawiał Mszę św. za ojca o jego zdrowie. Gdy wróciliśmy do domu, ojciec siedział na łóżku, prosił o placek i kawę, wydawał się zdrowy… Nawet żądał papierosa, choć lekarz zabronił mu palić i cały czas choroby nie palił. Siostra zakonna, która go pielęgnowała, kazała spełnić jego pragnienie, dodając uwagę: „Dać mu, to jego ostatnie życzenie”. Tymczasem ojciec czuł się coraz lepiej, a po dwóch tygodniach wstał i chodził. Żył jeszcze 30 lat. Leczyli ojca dr Michalski i dr Witkowski z Ostrowa. Mama była zawsze mocno przekonana, że za pośrednictwem ks. Rolewskiego Bóg uczynił cud. Matka chciała o tym zaraz uwiadomić ks. Proboszcza. Zeznania potwierdziła Katarzyna Karasiewicz (ciotka Katarzyny Majchrzak), która była świadkiem naocznym uzdrowienia.
Helena Grobelniak opowiada o sobie: „Byłam w szpitalu. K. Rolewski modlił się za mnie i musiała to być skuteczna modlitwa, bo po ciężkiej operacji wróciłam do zdrowia. Uważam, że zostałam cudownie uleczona dzięki modlitwom Sługi Bożego”.
Inna chora mówi: „W 1928 roku zachorowałam, czekała mnie operacja. Ks. Rolewski przyszedł do szpitala w Ostrowie. Przyniósł mi Komunię św., bardzo pocieszał i długo modlił się ze mną i ja wyzdrowiałam. Jestem przekonana, że zyskałam zdrowie za jego przyczyną”. Te zeznania składane pod przysięgą są zawarte w protokołach przygotowawczych do beatyfikacji.
Cuda po śmierci
Maria Szymańska ze Starołęki mówiła, że jej syn nie wrócił z II wojny światowej i długo nie dawał znaku życia. Zbolała matka rozpoczęła nowennę do ks. Rolewskiego. Na dziewiąty dzień nowenny syn wrócił. Szczęśliwa matka dała wtedy na Mszę św. dziękczynną.
Irena Mackiewicz odzyskała mowę za pośrednictwem ks. Rolewskiego. Oto jej zeznania: „We wrześniu 1965 roku po grypie i zapaleniu strun głosowych utraciłam całkowicie mowę. Utrzymujący się przez półtora roku absolutny bezgłos był wynikiem zaistniałych od lat poważnych schorzeń aparatu głosowego (porażenia strun głosowych, parokrotne ostre stany zapalne, niedomykalność strun). Laryngolog stwierdził konieczność leczenia w Zakładzie Foniatrycznym, którego Bydgoszcz nie posiadała. W kilka tygodni po rozpoczęciu modłów do ks. Rolewskiego bezgłos zaczął ustępować, zaczęłam mówić szeptem, stopniowo półgłosem. Po miesiącu, w czasie od 15 do 20 kwietnia 1967 roku głos wrócił do normalnego brzmienia. Załączam świadectwo lekarskie laryngologa, stwierdzające uprzedni półtoraroczny bezgłos i odzyskanie mowy. Księża z Bydgoszczy poświadczają, że wyznanie grzechów w sakramencie pokuty odbywało się przez podanie kartki do odczytania. Lekarz stwierdza całkowitą niemożność wydobycia głosu przez rok. Obecnie – pisze lekarz – p. Mackiewicz głos odzyskała” (zeznania Ireny Mackiewicz, lekarza i księży w aktach Postulatora Beatyfikacji).
Helena Mały pisze o swoim uzdrowieniu i załącza świadectwo lekarskie z Wrocławia: „Ks. Rolewskiego nie znałam. Przybyłam do Ostrowa w roku 1964, byłam na nabożeństwie i tam słyszałam o procesie beatyfikacyjnym, o jego działalności i świętości i usłyszałam wezwanie, aby modlić się do niego. Byłam samotna i postanowiłam prosić go o zdrowie. Lekarz z Wrocławia dr Czesław Kempisty leczył mnie w latach 1963-1967 i powiedział mi w 1966 roku, że nie będę chodziła, że nogi nie da się operować. Czułam się coraz gorzej, coraz trudniej było mi chodzić. Po nabożeństwie do ks. Rolewskiego w Ostrowie zaczęłam się gorąco modlić do ks. Rolewskiego. Na trzeci dzień po tych modłach szłam z góry po stopniach i nagle zasłabłam. Usiadłam na stopniach i płakałam. Nikogo nie było. Po pewnym czasie czułam, że przez nogę przechodzi jakiś prąd, jakieś rwanie, strzykanie i od razu poczułam się lepiej. Wstałam sama i zaczęłam chodzić. Wróciłam do domu i położyłam się, i o dziwo, mogłam leżeć na boku, czego poprzednio nie mogłam. Po tygodniu pojechałam do mego lekarza do Wrocławia, nic mu nie mówiłam. On zobaczył nogę i zdziwiony rzekł: „O, pani! Coś się stało, noga w porządku, jakoby cud stał się tu. Po to właśnie przyszłam – odrzekłam – aby pan sam stwierdził cud i wypowiedział to, w co jestem przekonana. Panie doktorze, łapię za słowo i proszę o pisemne zaświadczenie tego faktu. Lekarz się wahał, nie chciał, ale wreszcie dał pismo, które załączam. Do dziś czuję pomoc ks. Rolewskiego. Gdy o coś poproszę, by mi coś załatwił, by za mną się wstawił u Boga, to zaraz to otrzymuję – skutek jest widoczny. Wydaje mi się czasem, jakoby za mną chodził i pomagał mi. Jestem samotną i widzę, że musiał lubić osoby samotne i że mnie wybrał i mi pomaga, mną się opiekuje.” (zeznania i zaświadczenie lekarskie w aktach postulatora procesu).
O uzdrowieniu oka pisze Stanisława Łuczkiewicz: „W czerwcu 1966 roku byłam zmuszona poddać się operacji oka. Czyniłam to z dużym lękiem, bo przed 4 laty straciłam już jedno oko z powodu złośliwego nowotworu. Zdawałam sobie sprawę z niebezpieczeństwa, byłam też mocno wyczerpana nerwowo, potwierdzały to badania kliniczne. Nie ustawałam jednak gorąco modlić się do MB Nieustającej Pomocy i ks. Rolewskiego o pomoc w ciężkiej sytuacji. Nadszedł dzień operacji. Po wysłuchaniu Mszy św. i przyjęciu Komunii św. poczułam się spokojna. Nie byłam uśpiona, modliłam się w myśli przez cały czas operacji i wierzyłam głęboko, że w niebie mam najpewniejszych orędowników – Matkę Bożą i ks. Rolewskiego, który za życia okazywał mi dużo życzliwości. Z Łaski Bożej nie straciłam oka i jak dotąd widzę dobrze”. Leczył ją dr Mondelski z Poznania.
W aktach procesowych są jeszcze inne zeznania dotyczące cudownych uzdrowień. Wszyscy świadkowie są przekonani, że medycyna w tych sprawach była bezradna, skuteczna okazał się modlitwa do ks. Rolewskiego i z tej strony przyszedł ratunek.
Łaski duchowe
Wielu ludzi zapewnia o łaskach duchowych, otrzymanych za przyczyną ks. Rolewskiego. Są to kapłani i świeccy. Ks. Stanisław Fołczyński z Rawicza zeznawał: „Sam, ile razy mam jakieś trudniejsze sprawy duszpasterskie, modlę się o przyczynę ks. Rolewskiego i mogę stwierdzić, że przyjaciel zza grobu nie zawodzi”. Muszę powiedzieć także, że w konfesjonale jego działy się cuda łaski. Ks. Leon Rogalewski z Poznania zeznał: „W chwilach ciężkich, w lagrach, w niebezpieczeństwach nieraz wzywałem go na pomoc. Jestem przekonany, że nieraz wstawiał się za mną. My, którzy wyszliśmy z jego szkoły w swej pracy duszpasterskiej wzięliśmy go sobie za wzór”. Także opinie ludzi świeckich są w tej sprawie bardzo wymowne: „Modlę się do niego i mam wielu znajomych, którzy także zanoszą modły do niego i uzyskują łaski duchowe. Miałam zapalenie korzonków nerwowych i odczuwałam wielki ból. Prosiłam ks. Rolewskiego o pomoc – na drugi dzień ból minął i odtąd go nie czuję. Przez niego działała Moc Boża, bo to była chodząca świętość” – tak zeznawała Maria Hęćka z Ostrowa. Inna osoba mówi: „Modliłam się do niego w czasie operacji, czułam wielką ulgę, czułam, że on mi pomagał duchowo”.
„13 marca 1966 roku usłyszałam w kościele farnym w Ostrowie, że wszczęto starania o beatyfikację ks. Rolewskiego, że trzeba modlić się do niego. A miałam kłopot niemały z moim synem. Postanowiłam modlić się o łaskę dla syna przyrzekając, że zgłoszę to w Biurze Parafialnym w Ostrowie. Czynię to dziś, bo rzeczywiście tak się stało, jak prosiłam w modlitwie. Widzę w tym wyraźną pomoc świątobliwego kapłana ks. Rolewskiego”.
Stanisława Wywijas z Ostrowa z uwielbieniem donosi, że wszystko wymodli przez ks. Rolewskiego. „Miałam wiele zmartwień, tragedię z synem kuzynki. Ks. Rolewski kazał mi się ciągle modlić i chyba też sam się modlił. Syn ten nagle umarł – odetchnęłam. Do dziś chodzę na cmentarz i modlę się do ks. Rolewskiego i za jego wstawiennictwem otrzymuję wiele duchowej pomocy, pociechy”.
Rodzina Ratajskich w Ostrowie modli się codziennie wspólnie do ks. Rolewskiego, szczególnie o zdrowie. Inni modlą się o dostanie się na studia i o pomoc Bożą. W Głuszynie niewiasty mają wielkie nabożeństwo do niego. Jedna modli się o zdrowie synowej, inna wyprosiła powrót męża z wojny. Wielu mówi, wielu pisze, że modlą się do ks. Rolewskiego i że uzyskują łaski duchowe za jego pośrednictwem. Te głosy świadczą, że Sługa Boży – tak jak za życia pomagał, tak teraz z nieba pomaga potrzebującym, biednym, chorym, opuszczonym, że wstawia się za nimi do Boga Ojca i ma tam wielki wpływ, bo wyprasza wiele i chce wiele dobrego czynić.
Mamy prawo i winniśmy się modlić za jego pośrednictwem o łaski duchowe, a nawet cuda, które by przyczyniły się do jego rychłej beatyfikacji.
Źródło:
Ks. Prałat Alfred Mąka ŻYCIE SŁUGI BOŻEGO KS. KAZIMIERZA ROLEWSKIEGO (1887-1936)