Pamięci Kardynała Prymasa Dalbora
Prymas Polski kardynał Edmund Dalbor, syn parafii ostrowskiej, to pierwszy prymas odrodzonej Polski. W artykule z Przewodnika Katolickiego z 1936 roku, dziesięć lat po śmierci prymasa, ciekawe informacje na temat ostrowskiego kardynała.
Treść z gazety:
Urodzony w październiku 1869, był niespełna pięcioletni Edmund w roku 1874 zbył mały, by pojąć znaczenie skromnej karetki, która 3 lutego po południu przywiozła od strony Rawicza i Krotoszyna pewnego księdza przed więzienie. Był to dzień targowy, więc ludu z miasta i okolicy zebrało się w Ostrowie co niemiara. Wszystko wyległo na ulicę Sądową i plac przed kościołem, by oglądać niezwykłego gościa. Bo oto rano tego dnia gruchnęła wieść, że w Poznaniu Prusacy pojmali arcybiskupa i wywieźli w stronę Rawicza koleją, a potem wozem dalej na Ostrów. Między tłumem, odpychanym brutalnie przez policjantów w chwili przejścia Prymasa Ledóchowskiego z karetki do więzienia, stał trzymany za rękę przez rodziców chłopiec, nieświadomy doniosłości chwili, którą przeżywał. Dopiero w miarę jak dorastał, zacząwszy uczęszczać do szkoły, rozumiał Edmund Dalbor, że ten więzień w czarnej sutannie z krzyżem i łańcuchem na piersiach, to ktoś więcej jeszcze niż ksiądz dobrodziej, do którego chodził na naukę religii, więcej niż ksiądz dziekan, któremu zabiegał drogę na ulicy, by go w rękę pocałować. Rodzice bowiem wytłumaczyli mu, że to sam arcypasterz, następca apostołów, który cierpi więzienie, jak ongiś pierwszy apostoł Piotr w Rzymie, dlatego, że nie chce zdradzić Chrystusa i jego Kościoła. Nieraz też mały Edmund, wychodząc z rodzicami w niedzielę ze sumy, stawał między kościołem parafialnym a sądem i czatował niecierpliwie na chwilę, gdy w oknie na drugiem piętrze zamajaczyła czerwona piuska, zwiastująca szlachetne oblicze dostojnego więźnia. Ileż to razy – ku zdziwieniu niewtajemniczonych – zginały się na ulicy kolana, kiedy z wyżyn okna błogosławiąca dłoń rysowała w powietrzu jakby ukradkiem znak krzyża świętego…